Nie wchodzę z butami w Wasz dzień. Nie każę się ustawiać, nie przerywam wzruszeń, nie mówię, kiedy się śmiać. Jestem gdzieś z boku, ale czujnie – i łapię to, co naprawdę się dzieje. Śmiechy, spięcia, wzruszenia, gesty. Cały ten bałagan, który jest naprawdę wart zapamiętania.
Zaczynam od przygotowań, kończę po oczepinach – czyli wtedy, kiedy macie mnie już dość, ale jeszcze nie każecie iść do domu. W praktyce: jestem z Wami przez większość dnia.
Oddaję zwykle między 350 a 500 zdjęć, ale jak będzie więcej, to nie biorę dodatkowej opłaty. Gotową galerię macie najpóźniej do 30 dni po ślubie. Bez czekania miesiącami. Wszystko w galerii online, zabezpieczonej hasłem – do oglądania, przesyłania, chwalenia się, komu trzeba. Do tego pendrive z całością – taki, który pewnie kiedyś zgubicie, a po latach znajdziecie w szufladzie, żeby odpalić go przy dobrym winie i powspominać.
A jeśli chcecie coś więcej – filmuję, latam dronem, robię dodatkowe cuda, żebyście mieli coś więcej niż tylko zdjęcia. Czasem robię to sam, czasem w duecie z Gosią (IG gosiaokun.foto). Dwa aparaty, cztery ręce, zero przypadków.
I tak, mamy kurs liturgiczny – więc jeśli bierzecie ślub kościelny, nie będzie żadnych niespodzianek przy ołtarzu.
Nie robimy powtórek. Każdy reportaż to zupełnie nowa historia. Wasza historia.
Back to Top